O sprawie dowiedzieliśmy się dosłownie przed zamknięciem tego numeru gazety. Będziemy drążyć temat i zdobędziemy dla Czytelników więcej informacji, ale na gorąco dzielimy się tym, co już ustaliśmy. Nieoficjalnie wiemy, że zajmuje się tym Centralne Biuro Antykorupcyjne i prokuratura. Chodzi o rzekomy proceder dzielenia się z prezydentem Andrzejem Kotalą pieniędzmi z przyznawanych przez niego premii.
Według naszego informatora miało to wyglądać tak, że z każdej kwoty jakiś procent trafiał do kieszeni prezydenta.
Oczywiście, nie ma śladów takich transakcji, bo - o ile do nich dochodziło - pieniądze szły z ręki do ręki. Procesowo takie sprawy są trudne do udowodnienia, ponieważ słowo przeciwko słowu to za mało, aby przekonać sąd. Sytuacja mogłaby się zmienić, gdyby do udziału w tym procederze przyznało się więcej osób.
W Polsce zdarzały się już takie historie
Najgłośniejsza była sprawa sprzed dziesięciu lat. Prezydent Zduńskiej Woli handlował posadami w urzędzie i spółkach miejskich . Prokuratura postawiła mu 22 zarzuty, m.in. korupcji, płatnej protekcji, przekroczenia uprawnień i naruszenia przepisów ordynacji wyborczej. Przyjął od pracowników około 200 tys. zł. Jedni płacili kilkaset złotych, inni kilka tysięcy. Po długim procesie prezydent został skazany na dwa lata w zawieszeniu, ale wcześniej mieszkańcy odwołali go w referendum.
Prowadzimy w tej sprawie dziennikarskie śledztwo. Apelujemy do pracowników miejskich instytucji, aby pomogli nam zweryfikować te informacje. Gwarantujemy anonimowość.
fot. Mateusz Czajka