Jak podaje chorzowski ZSM przedsiębiorca, który dotychczas prowadził oddział zdecydował o zaprzestaniu działalności w Chorzowie. Nie złożył także odpowiednich dokumentów, czym uniemożliwił przedłużenie kontraktu z NFZ i płynną zmianę podmiotu prowadzącego. Tym samym od 1 lutego chorzowska porodówka przestanie działać.
Dyrektor ZSM w Chorzowie: Szpital został postawiony pod ścianą
- Nie takie były ustalenia i zapewnienia ze strony prywatnego menedżera tego oddziału. Nasz szpital został niejako postawiony pod ścianą. Musimy działać w trybie nadzwyczajnym, tzn. własnymi siłami stawiać ten oddział praktycznie od zera – w informacji na stronie internetowej ZSM przyznaje dr Jerzy Szafranowicz, dyrektor Zespołu Szpitali Miejskich.
Dyrektor szpitala dodaje, że trzeba znaleźć pieniądze na zakup całego wyposażenia i dostosować sale. Na tym jednak nie koniec – trzeba zdobyć nowy kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. To – jak czytamy w informacji ZSM – będzie się wiązało z kilkumiesięczną przerwą w działaniu oddziału położniczo-ginekologicznego. Szpital na ten czas podpisać ma umowy o współpracy z „najlepszymi porodówkami w regionie”, które mają zagwarantować mieszkankom Chorzowa leczenie ginekologiczne i usługi położnicze.
– Sytuacja zaskoczyła nas wszystkich. Deklaruję pełne wsparcie miasta, tak by oddział szybko wznowił prace. Mam nadzieję, że przerwa związana z uruchomieniem oddziału w ramach struktur Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie będzie skrócona do minimum i najdalej pod koniec maja nowy oddział ginekologiczno-położniczy wznowi pracę – zapewnia, cytowany przez ZSM, prezydent Chorzowa Andrzej Kotala.
W informacji czytamy także, że miasto szuka finansowania na kompleksową modernizację pawilonu, w który do tej pory mieściła się porodówka. Stan budynku, w którym działał prywatny podmiot jest bowiem fatalny. Chorzów chce na ten cel pozyskać pieniądze m.in. z rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, z którego – jak pisaliśmy TUTAJ – nie dostał do tej pory ani grosza.
To nie pierwszy problem z porodówką w Chorzowie
Chorzowski szpital postanowił sprywatyzować porodówkę w 2012 r. i wtedy powstał Śląski Instytut Matki i Noworodka. Instytut prowadziła spółka Ujastek, która miała także podobny oddział w Krakowie i była to największą prywatna porodówka w kraju.
- Zamiast sukcesu w Chorzowie skończyło się jednak kompletną klapą. ŚIMiN zatrudniał specjalistów z tytułami naukowymi, w tym znanego ginekologa prof. Krzysztofa Sodowskiego, płacił im bardzo wysokie pensje i przynosił straty – pisała katowicka Gazeta Wyborcza, w artykule z 10 stycznia 2020 pt. „Śląski Instytut Matki i Noworodka w stanie upadłości. Wierzyciele będą mieli kłopot”.
Ujastek – jak przypominała Gazeta Wyborcza – ostatecznie wycofał się z Chorzowa, a ŚIMiN przejął w zarząd prof. Sodowski i jego wspólnicy. Sytuacja zaczęła się poprawiać, ale na instytucie ciążyły stare długi. Według informacji Gazety Wyborczej pieniądze prof. Sodowskiemu pożyczali jego współpracownicy i dotąd ich nie uzyskali. Zaś sam profesor sprzedał cały majątek ŚIMiN i scedował kontrakt wart prawie 9 mln zł rocznie na rzecz spółki Urovita, która także działała z chorzowskim Zespole Szpitali Miejskich. Sprzedał także warte ponad 4 mln zł udziału w ŚIMiN spółce Ylia za… 100 zł.
- Cała operacja nie byłaby możliwa, gdyby śląski NFZ – a więc ówczesny dyrektor Szafranowicz i Piotr Nowak, który w międzyczasie został jego zastępcą ds. medycznych – nie zgodził się na cesję kontraktu. Zrobił to wbrew prawu, bo na koncie ŚIMiN były zajęcia komornicze – pisała w styczniu 2020 r. Gazeta Wyborcza.
„Uwielbiamy mieć dobre nowiny” - tak Śląski Instytut Matki i Noworodka napisał na swoim facebookowym profilu 31 grudnia 2020 r. Dotyczyło to wznowienia porodów rodzinnych. To ostatnia informacja, która się tam pojawiła.
fot. simin.pl