Z wielu powodów decyzja prezydenta jest bulwersująca. Dwa są najważniejsze. Po pierwsze, nie wolno w taki sposób traktować mieszkańców. Politycy i tak mają wśród ludzi fatalną opinię, bo - delikatnie mówiąc - dotrzymywanie słowa nie jest ich najmocniejszą stroną. Andrzej Kotala sprowadził wiarygodność tego środowiska do poziomu bruku, a raczej murawy.
Gdyby prezydent Chorzowa grał honorowo, powinien na początku swojej kariery samorządowej wyłożyć karty przed mieszkańcami
Mógł powiedzieć wprost: sport na takim poziomie musi być zawodowy i komercyjny. Miasto trzyma kciuki, ale nie zamierza brać Ruchu na garnuszek. Być może taką deklaracją nie wygrałby pierwszych wyborów, ale zapunktowałby wśród mieszkańców za szczerość. Taka postawa zawsze procentuje i w dłuższej perspektywie przynosi politykom korzyści. Andrzej Kotala postawił jednak na inną, jak się okazało fałszywą kartę. Wykorzystał budowę stadionu, jako kiełbasę wyborczą i machał nią przez dekadę. Teraz, kiedy sprawy zaszły za daleko, a społeczne oczekiwania osiągnęły krytyczny punkt, wycofał się ze swojej sztandarowej obietnicy. I zrobił to w fatalnym stylu. Andrzej Kotala, jak rasowy polityk Platformy Obywatelskiej, zwalił winę na… rząd Prawa i Sprawiedliwości, który - jego zdaniem - przykręca śrubę samorządom. Można na taki zarzut odpowiedzieć w jeden sposób.
Dlaczego nie zbudował stadionu, kiedy rządziła PO?
Miał kumpli na każdym szczeblu władzy centralnej i regionalnej. Pozyskanie zewnętrznych dotacji w tak przyjaznym otoczeniu politycznym nie powinno być problemem. Kotala tego nie zrobił, ale ta sztuka udała Małgorzacie Mańce-Szulik, prezydent Zabrza. Nie jest pieszczochem PO, ale za tamtych rządów zbudowała dla Górnika nowoczesny i efektowny stadion. Zabrze Arena służy nie tylko klubowi, ale całemu miastu, ponieważ powstała atrakcyjna, dobrze zagospodarowana przestrzeń publiczna.
W Chorzowie też tak mogło być, ale samorządowcom zabrakło odwagi albo woli
Andrzej Kotala nie tylko rozczarował mieszkańców, ale upokorzył też kibiców. Media, towarzysko i finansowo uzależnione od władz miasta, przypuściły atak na sympatyków Ruchu. „Kibole nie mogą rządzić Chorzowem” - wpisy utrzymane w takim duchu zapełniły magistrackie tuby propagandowe. Można przeczytać też inne komentarze i jest ich coraz więcej.
- Służby propagandowe Kotali zmieniły ton. Żądania kibiców są lekceważone, bo to kibole. Czyli co, to są mieszkańcy drugiej kategorii? Mają takie same prawa domagać się spełniania obietnic, co inni. Trzeba było nie obiecywać. Kibice są takim samym mieszkańcem Chorzowa, jak pozostali. Mają zatem prawo domagać się realizacji swych postulatów i obietnic składanych w wyborach przez polityków. Dlaczego w naszym kraju istnieje tendencja do traktowania drugiego człowieka jak obywatela trzeciej kategorii, z chwilą ubrania przez niego koszulki czy szalika ulubionej drużyny? Aktywność fizyczna jest ważnym elementem życia człowieka, aczkolwiek niesłusznie marginalizowanym, a promocja tejże odbywa się właśnie przez zorganizowany sport. Całe pokolenia chorzowskich bajtli lotało za balem po placu właśnie dlatego, że chcieli być jak Cieślik, Wodarz, Wilimowski, Bula, Maszczyk czy nawet Grzyb lub Śrutwa. Żyjemy w czasach masowej ucieczki z lekcji WF, przyklepywanych zwolnieniami od lekarza, załatwianymi przez rodziców. Do tego smartfony, konsole i komputery skutecznie odciągają dzieciaki od aktywności fizycznej. Rośnie nam pokolenie skrzywionych, cherlawych bądź otyłych dzieci. Jest odpowiedzialnością władz miasta dawać przykład i promować sport, ponieważ jest to inwestycja w zdrowie obywateli - napisał jeden z internautów.
W tej chwili kibice nie są potrzebni Andrzejowi Kotali do rządzenia, bo wybory samorządowe odbędą się dopiero za cztery lata.
Czy rzeczywiście? Wizja referendum wydaje się na razie dosyć abstrakcyjna, ale kibice nie są jedynym środowiskiem niezadowolonym z rządów prezydenta. Społeczny bunt zawsze narasta powoli, dopóki nie pojawi się katalizator. Czy rezygnacja z budowy stadionu stanie się motorem zmian?