Zamiast pięknymi liśćmi, jesień wita nas brązowymi strąkami na drzewach. Z roku na rok jest coraz gorzej. Za stan miejskich roślin odpowiada szrotówek kasztanowcowiaczek. Ten mały motyl należy do gatunków inwazyjnych - oznacza to, że został tu przeniesiony, lub sam przywędrował z innego terenu. Obecność owada nie jest jedynie niedogodnością w Polsce, ponieważ szrotówek rozprzestrzenił się po całej Europie.
Żerowanie larw w liściach kasztanowców powoduje ich niszczenie oraz problemy z odżywianiem się drzew, co skutkuje osłabieniem rośliny. Mimo tego, że niektóre zwierzęta odżywiają się szrotówkami (np. sikorki, świerszcze), ich skuteczność w tępieniu szkodnika jest niska. Motylom brakuje wroga, który specjalizowałby się w ich zjadaniu.
Spalić
Jakie więc działania powinno podjąć już dawno miasto? Na pewno muszą być konsekwentne i zakrojone na szeroką skalę. Pojawiały się już akcje leczenia kasztanowców, ale były one nieskuteczne. Zabrakło przemyślanej strategii łączącej na dużym obszarze kilka metod radzenia sobie ze szrotówkiem. Tego typu akcje powinny być również ponawiane co roku.
Najważniejszą rzeczą, której powinniśmy wymagać co roku od miasta jest palenie liści na jesień. W nich zimuje wiele larw odpornych na niskie temperatury. Przez ostatnie lata było to zaniedbywane, a bez tego nie wygramy ze szkodnikiem. Oczywiście możemy wybrać także inną metodę utylizacji.
Lep na muchy
A dokładnie rzecz biorąc: lep na kasztanowcowiaczki. Kiedy pierwsze owady (te co przeżyły po akcji palenia liści) przebudzą się pod koniec marca, powinny przykleić się do specjalnej folii owiniętej wokół pni. Jest to kolejny krok do zmniejszenia populacji szrotówka. Po kwietniu powinniśmy ściągnąć lepy, gdyż w późniejszych miesiącach ta metoda już nie jest skuteczna.
Uzupełnieniem arsenału środków są pułapki feromonowe. Wabią one przez okres swojego działania samców motyla, tak jak to czynią samice. Owad wchodzi do takiej pułapki, by już z niej nigdy nie odlecieć. Z powodów mniejszej liczby samców, populacja motyli będzie miała utrudnione rozmnażanie się. W ciągu roku żyją trzy pokolenia szrotówka.
Broń chemiczna lub snajper
Kolejną metodą zwalczania szkodnika są opryski, bądź iniekcje specjalnej substancji do gleby. Są one bardzo skuteczne i nie szkodzą człowiekowi. Mają jednakże tę wadę, iż przy okazji giną również inne owady. Naukowcy wymyślili sposób jak tego uniknąć. Do pni stosuje się iniekcje potocznie zwane szczepieniami. Do tkanki drzewa wprowadza się substancje, które roślina transportuje do liści. Te stają się niejadalne dla danego szkodnika. Są niczym snajper, który walczy tylko z jasno określonym wrogiem. Jeśli larwa skosztuje miąższu liścia, zaprzestanie żerowania i zginie z głodu.
Metody walki z szkodnikiem są znane, choć część z nich jest z pewnością kosztowna. Czy w Chorzowie doczekamy się przemyślanej strategii ratunku drzew? To głównie zależy od władz miasta.
fot. Mateusz Czajka